niedziela, 5 lutego 2012

Cytrynówka po mojemu

Zima za oknem, a właściwie mówiąc wprost to pi..a złem niczym na Syberii, choć jak głoszą podręczniki do geografii żyjemy w klimacie umiarkowanym. To „umiarkowanie” klimatu powoduje, że latem jedyną szansą na przeżycie jest przebywanie z twarzoczaszką umieszczoną tuż przed klimatyzatorem, zaś w zimie najlepiej uciekać na południe i to dalekie, niczym w przetragicznym filmie „Pojutrze”. Dziękować Bogu w jakiś niewytłumaczalny dla mnie sposób, my Słowianie nie wyginęliśmy jak dinozaury mimo wyjątkowo niekorzystnych warunków atmosferycznych. Jakoś radzimy sobie z zimnem lepiej niż np. nasi zachodzi sąsiedzi na Starym Kontynencie, podobnie jak ze względu na naturalne uwarunkowania biologiczne potrafimy spożywać większe ilości alkoholu. W ten właśnie płynny sposób przechodzimy do sedna sprawy, a więc trunku wysokoprocentowego, który przygotujemy w sposób możliwie w swej prostocie doskonały. Na tapetę bierzemy cytrynówkę - oczywiście „przepis” będzie tu zawsze sprawą umowną, bo receptur przygotowania mikstury właściwie jest tyle ilu konsumentów.